Jak przestałem być sprzedawcą win

Czym nie różnią się te uchwały? Nie różnią się bardzo istotnym elementem. Wyjaśnienie poniżej.

1

Zrezygnowałem z poprzedniego miejsca, na które miałem zezwolenie na sprzedaż win. Ponieważ koncesja detaliczna jest przyporządkowana do konkretnego adresu, musiałem wynająć nowy lokal i uzyskać nowe zezwolenie.

Znalazłem bardzo fajne miejsce w śródmieściu Warszawy. W tak zwanym domu wielorodzinnym, czyli w bloku, więc jednym z wymogów w takim wypadku jest zgoda wspólnoty. Udałem się do Administracji, żeby się dowiedzieć, co muszę zrobić, żeby taką zgodę uzyskać. Oznajmiono mi, że bez umowy najmu w ogóle sprawą się nie zajmą. A co, jeśli zgody nie dostanę, zapytałem. Zostanę z lokalem, na który czynsz jest tak wysoki, że praktycznie z żadnej innej działalności się nie utrzyma... No cóż, moja sprawa, powiedziano mi. Zagrałem va banque, podpisałem umowę. Napisałem śliczne podanie do wspólnoty, przysiągłem, że będę sprzedawał tylko dobre wina, i to na wynos, podałem rozsądne godziny otwarcia. W międzyczasie pozyskałem pozostałe wymagane papiery, czyli od Sanepidu i z Urzędu Dzielnicy (potwierdzające, że wszelkie kościoły, przedszkola i szkoły są wystarczająco daleko).

Po jakimś czasie otrzymałem upragnioną pozytywną uchwałę wspólnoty. Pani z administracji podczas wręczania dokumentu powiedziała mi, że mam niesamowite szczęście, bo sama jest zdziwiona, że wspólnota się zgodziła, bo jej doświadczenie związane z tym budynkiem wskazywało, że nie mam żadnych szans.

Moje szczęście trwało dosłownie jeden dzień. Bo w Urzędzie Dzielnicy, gdzie poszedłem z uchwałą i resztą wymaganych papierów, powiedziano mi, że zgoda wspólnoty musi być bezwarunkowa. A godziny otwarcia (zawarte w uchwale) to warunek. Wróciłem do Administracji, gdzie powiedziano mi, że zgoda bez określonych godzin otwarcia jest nierealna, bo każdy rozsądny członek wspólnoty będzie się bał sklepu monopolowego czynnego całą dobę i że w ogóle cudem jest ta uchwała, którą dostałem.

Zacząłem drążyć sprawę. Według mojego wstępnego rozeznania wyszło mi, że owa »bezwarunkowość« z wymogów Urzędu Dzielnicy nie ma oparcia w żadnych przepisach. Zatrudniłem prawnika, który potwierdził moje domysły i wygenerował piękne pismo, że żądanie bezwarunkowości jest bezpodstawne. Jednym z argumentów zawartych w piśmie było to, że w tej dzielnicy działa co najmniej kilka lokali i sklepów, które zezwolenia dostały na podstawie uchwał z wyszczególnionymi godzinami otwarcia. [Przykład na załączonej do wpisu ilustracji. Pierwsza uchwała to uchwała dla innego podmiotu, druga jest dla mnie. Na podstawie pierwszej uchwały wydano zezwolenie]. Pani Naczelnik Urzędu Dzielnicy odniosła się do całości wywodów w sposób prosty: zgody w oparciu o uchwałę z godzinami zezwolenia nie dostanę i koniec. Wcześniej była inna Naczelnik, która takie zgody mogła dawać, ale czasy się zmieniły. Mimo, że przepisy w międzyczasie oczywiście się nie zmieniły. Mogę iść do sądu. To minimum trzy lata. A czynsz za lokal trzeba w tym czasie płacić...

Każda najdrobniejsza procedura związana ze sprowadzaniem i sprzedażą win to pole minowe pełne niespodzianek skutkujących miesiącami zwłoki i ciągłą frustracją. Działanie w tej branży to permanentny fakap, każdy kolejny dzień to wychodzenie z sytuacji bez wyjścia. Nie wiem, jak radzą sobie inni funkcjonujący drobni importerzy win. Może mają niewiarygodne szczęście, a może to ja mam złą karmę. Nie wiem.

2014-03-01 |